0
Patrzę Na Plac 15 listopada 2014 18:45
Madryt okazał się idealnym miejscem na zrobienie sobie tygodnia wakacji w drugiej połowie października. Miło było tak po prostu nie pracować, korzystać z gorącego lata!!! i kosztować nowych rzeczy…
Pomysł na Madryt przyszedł dość niespodziewanie, tzn. wraz z nadejściem promocji „Szalona środa”. Mieszkaliśmy w dzielnicy Lavapies, która bardzo nam się spodobała. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, że to zdecydowanie inne klimaty, niż ścisłe centrum czy okolice głównych atrakcji turystycznych. Niedaleko od naszego mieszkania znajdowało się wymienione w przewodniku Cine Dore czyli dzisiaj kinoteka bodaj. Cokolwiek by to nie oznaczało, zdaje się, że ludzie z tego korzystają. Tuż obok wspomnianej atrakcji była polecana w przewodniku Tawerna Mas Corazon, w której spędziliśmy kilka miłych chwil. A generalnie to większość atrakcji Madrytu znajdowała się dość blisko. Na tyle, że wszędzie chodziliśmy pieszo i to, podkreślam, z dziećmi. Podczas wszystkich madryckich spacerów naszą uwagę przyciągały nazwy ulic oraz sposób ich przedstawienia. Kwestie natomiast takie jak żebracy czy zaśmiecone ulice są zapewne typowe dla dużych, a w dodatku bardzo popularnych wśród turystów miast, a do takich Madryt niewątpliwie należy. I taką też kwestią jest masa przebierańców. O ile zrobienie sobie z nimi zdjęcia i wrzucenie jakiejś drobnej kwoty, jeśli ktoś ma na to ochotę jest ok., o tyle zaś wypatrywanie małych dzieci i kuszenie ich balonami, zabawkami i jeszcze innymi, jest potwornie wnerwiające. Łez czterolatki nie sposób zliczyć. Niewątpliwą atrakcją Madrytu jest targ el Rastro, choć nazywanie go targiem staroci jest raczej przesadą. Największą ciekawostką jest ilość uczestniczących w nim, w jakikolwiek sposób, ludzi. Są tam bowiem sprzedający, kupujący czy też zwiedzający, których oczywiście jest najwięcej oraz wszelkiej maści artyści. Abstrahując od sprzedawców na owym targu kolejną ciekawą sprawą są przyjezdni z Afryki i ich przeciekawe stragany. Czyli kwadratowa szmata, do rogów której przymocowano sznurki, które to z kolei na wysokości jej środka łączą się ze sobą i zazwyczaj stale pozostają w rękach właściciela owego straganu, co umożliwia szybkie zwinięcie go wraz z jego całą zawartością i równie szybkie przerzucenie przez ramię w celu także szybkiego z nim się przemieszczania. A wszystko to na wypadek nagłej kontroli stosownych służb. Kto wymęczył popularny swego czasu „Biutiful” ze słynnym na cały świat Javier’em Bardem’em wie o czym mowa. Poza tym, po ulicach Madrytu spaceruje wielu ulicznych grajków, których twórczość niekiedy umila czas, a sami twórcy po zakończonym dziele o zapłatę nie nalegają zbyt natarczywie Sporo też w Madrycie takich elegantów w błyszczącym dresie od stóp do głów, ale może to po prostu w tej okolicy tak się zdarza. W sumie fajnie było przyglądać się temu wszystkiemu siedząc w knajpie i delektując się hiszpańskim piwem oraz tapasami. Szczególnie, że pogoda sprzyjała przesiadywaniu w tzw. ogródkach i to zarówno w ciągu dnia, jak i w późnych godzinach wieczornych. Co poza tym jest w stolicy Hiszpanii oraz, jak wynika z naszych dotychczasowych obserwacji, w innych jej częściach, co wręcz bije po oczach. No to choćby, że ludzie wymieniają się takimi podstawowymi uprzejmościami, np. witają się na klatce schodowej nawet jeśli się nie znają jak również i to, że kierowcy zatrzymują się przed przejściem dla pieszych, nawet jeśli bardzo się spieszą i dotyczy to także taksówkarzy!!! Tak więc Madryt nie dla wszystkich, dla niektórych bowiem szok może być zbyt wielki.

Kilka kwestii natury praktycznej. Po pierwsze warto wspomnieć, o zaletach podróży PLL LOT-em czyli: bagaż rejestrowany w cenie biletu, brak dodatkowych opłat za rezerwację miejsca, odprawa na lotnisku w Madrycie na dowód osobisty także bez dodatkowych kosztów czy szklanka wody mineralnej podczas lotu. Lotnisko Madryt Barajas posiada cztery terminale (1, 2, 3 – metro, 4 metro i pociąg). Nasza podróż metrem do stacji Anton Martin, mimo dwóch przesiadek, przebiegła sprawnie (bilet 5 euro od osoby, dzieci poniżej 4 roku życia nie płacą; aby dostać się na lotnisko należy wykupić w automacie dodatkowy bilet, który de facto upoważnia do przejścia przez bramkę metra – 3 euro od osoby). Można też jechać taksówką – koszt 30 euro – taryfa ustalona, w czasie ponoć o połowę krótszym. Warto tu dodać, że kilkudniowa obserwacja ulic Madrytu dała powody by podejrzewać, że tamtejszy rynek taksówkowy jest zdecydowanie bardziej uregulowany niż nasz. Wspomnę jeszcze szybko o miejscach, które polecił nasz gospodarz. I tak: na ulicy Santa Isabel (między wspomnianą stacją metra, a ulicą Salitre) knajpka andaluzyjska – krótka w niej wizyta utwierdziła nas w przekonaniu, że miejsce jest klimatyczne, a pracujący w niej młodzi ludzie wyluzowani i sympatyczni; na rogu ulicy Santa Isabel oraz ulicy Salitre – lokal na śniadanie; tapas bary na ulicy Jesus (ach, te ulice Madrytu) Cervantes, Los gatos, La fabrica oraz tapasy w Mercado de San Miguel. Na churrosy zaś polecał San Gines, w tej kwestii zatem nie różnił się od papierowego przewodnika. http://www.patrzenaplac.pl/

Dodaj Komentarz