+1
maciej.moch 27 czerwca 2014 21:21
Dużo osób prosiło mnie o więcej zdjęć w relacji, więc proszę bardzo będzie więcej:)

Jak już wspominałem na koniec pierwszej części, podróż do stolicy Kostaryki San Jose, można zaklepać sobie na Bocas w jednym z wielu biur, które organizują podróże w różne zakątki Panamy oraz Kostaryki. Co do samej podróży to dokładnie o godzinie 8:00 znaleźliśmy się w porcie, gdzie dostaliśmy opaski z nazwą miasta do którego podążamy. Pół godziny później byliśmy już w Taxi Boat do miejscowości Almirate skąd taksówkami już tradycyjnymi, udaliśmy się do miejscowości znajdującej się 10km od granicy o nazwie Changuinola. Tutaj zostaliśmy przepakowani do autokaru, który zawieść nas miał już prosto do miejsca docelowego.

#img1

Granica Panamsko – Kostarykańska w Sixola

Jadąc z Almirate do San Jose jest jeszcze przeszkoda w postaci malutkiego przejścia granicznego. Czynne jest ono tylko od 8:00 – 17:00 więc trzeba uważać, aby nie pojawić się przypadkiem po tym czasie, gdyż wtedy czeka nas nocka przy granicy. Pierwsza jest kontrola paszportowa w autokarze około 1km od granicy. Pan Policjant skrupulatnie przegląda wszystkie paszporty w poszukiwaniu nie wiadomo czego.

#img2

Dalej po dojechaniu już do samego przejścia wszyscy musza wysiąść i udać się do okienek, w których wbijane są pieczątki, potwierdzające opuszczanie Panamy. Jest też tam malutki sklepik bezcłowy i oczywiście na drugim końcu świata w malutkim, może 30 metrowym sklepiku dumnie stoi nasza wyborowa:)

#img3

Ogólnie ceny alkoholu w tym sklepie to jakiś kosmos. Np. 1 litr whisky 4.5 dolca, 1l rumu Jamajskiego 6 dolców, Stolicznaia 1 litr również 6 dolców :) Po udanych zakupach, trzeba było jeszcze przejść przez tajemniczy i ciemny most, który wyznaczał granicę i już byliśmy po Kostarykańskiej stronie Ameryki Środkowej.

#img4
#img5

Tutaj czekał nasz autokar, który wcześniej pojechał tylko z naszymi bagażami. Przed wejściem do niego trzeba było jednak najpierw jeszcze iść do okienka, tym razem po pieczątkę wjazdową na Kostarykę. W oczekiwaniu na obsługę, można było zaobserwować powitalny plakat ostrzegający przed…komarami malaryjskimi, które co można było wyczytać znajdują się tylko w 4 miejscach na ziemi i właśnie w Kostaryce na przykład O.O Strach w oczach, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz ;)

San Jose

Hm…długo zastanawiałem się co można napisać o stolicy Kostaryki… Powiem szczerze, że jedyną fajną rzeczą związaną z tym miastem jest to jak ogląda się je z gór, gdyż znajduje się ono w dolinie i przy fajnej pogodzie można porobić rewelacyjne zdjęcia. W samym mieście, nie warto zostać nawet na jeden dzień, gdyż po prostu nie ma tak nic co można by zobaczyć i robić. Świadomi tego od razu udaliśmy się do wypożyczalni samochodów, aby odebrać wcześniej już ogarnięty w polszy samochód 12 osobowy Hyundai H1. Samochód ten może jest 12 osobowy, ale …jak chyba nikt nie ma bagaży. My byliśmy w 7 osób i mieliśmy problem, żeby zmieścić wszystkie rzeczy.

#img6

Po spakowaniu się (co wcale nie było takie proste) udaliśmy się do pierwszej atrakcji jaką miała być… Floribeth Mora Diaz! Dla nie wtajemniczonych jest to Pani, która została uzdrowiona z nie uleczalnej choroby guza mózgu, dzięki naszemu papieżowi! Ona również podczas kanonizacji niosła krew Jana Pawła II na ołtarz. Wszystko było fajnie, jednak mieliśmy tylko dzielnice na której mieszka, bez dokładnego adresu i niestety nie udało się nam jej znaleźć. Udaliśmy się więc do naszej pierwsze bazy noclegowej, oddalonej około 30 km od San Jose, a wybranej ze względu bliskiego położenia do kilku atrakcji, które mieliśmy zamiar objechać w najbliższych dwóch dniach.

#img7

Tutaj jeszcze jedna super sprawa. Córka dostała kaszlu, więc stwierdziliśmy, że kupimy w aptece jakiś lek na tą dolegliwość. PO drodze w jakimś pciumiu dolnym czy innym Radomiu, mała apteka a tam oprócz standardowych farmaceutów... lekarz! Jak się dowiedzieliśmy tak jest na każdej aptece na Kostaryce. To jest dopiero sposób na rozładowanie kolejek w przychodniach, lekarz pierwszego kontaktu w aptece.

Wulkan Poas

Około 10km od naszego hoteliku znajduje się pierwsza atrakcja, do której pojechaliśmy następnego dnia z rana czyli Wulkan Poas. Jest to jedyny czynny wulkan w Ameryce Środkowej i zdecydowanie warto wybrać się do tego miejsca. Już sama droga, powoduje zachwyt, gdzie czym wyżej wjeżdżaliśmy tym były piękniejsze widoki

#img8

i co chwila spotkać można było zatrzymujące się busy i wysyp turystów robiących setki zdjęć, oczywiście nie mogliśmy być gorsi :)

#img9

Wstęp na wulkan kosztuje 10 dolców od osoby, plus jeszcze 7 dolców za parking. Od samochodu do krateru wiedzie dróżka około 500 metrów, na której można spotkać piękne koliberki.

#img10
#img11

Sam krater prezentuje się mistrzowsko. Olbrzymia dziura z której mocno daje siarką i co chwila dym przykrywa wszystko.
Tutaj spędziliśmy trochę czasu wpatrując się w piękny widok oraz robiąc miliony fotek i udaliśmy się mroczną i tajemniczą ścieżką nad lagunę.

#img12

Oczywiście w obu miejscach staraliśmy się zostawiać pamiątki (L) :)

#img13
#img14

Przed wejście jest napis, że droga trwa 60 minut, jednak trwała może 20. Tutaj również piękne widoki i sporo turystów robiących zdjęcia. Po chwili oddechu można było udać się dalej w stronę parkingu. Przed końcem zwiedzania jest jeszcze muzeum wulkanu, gdzie pokazana jest cała historia, oraz praktyczne informacje o tym zjawisku.

#img15
#img16

Jest również kawiarnia i sala kinowa, gdzie oczywiście pokazywane były mecze mistrzostw świata w piłkę nożną.

#img17

Wodospad La Pas Waterfall Gardens

Po opuszczeniu terenu wulkanu, udaliśmy się do kolejnej atrakcji, która znajduje się w okolicy, czyli słynnych na Kostaryce wodospadów. Jak się okazało na miejscu La Pas, są to całe ogrody wodne, gdzie oprócz wielu mniejszych i większych wodospadów, są również miejsca z ptakami, wężami i innymi zwierzakami.

#img18
#img19

Do końca nie wiemy jak do tego doszło, ale wejście do La Pas kosztowało 35 dolarów od osoby, a my jednak nieświadomi ;) weszliśmy bocznym wejściem :) Od razu po zejściu na dół zobaczyliśmy pierwsze małe wodospady ze źródlaną lodowatą woda i mały jacuzzi.

#img20

Brak jakichkolwiek kąpielówek, ręczników, czy ubrań na zmianę wcale nas nie powstrzymał od tego, aby w imię jednego z haseł wyjazdu „pieprzyć konsekwencje” najpierw poskakać do lodowatej wody z tym co mamy, a potem ocieplać się w jacuzzi. Zabawy co nie miara, jednak nie każdy miał odwagę skorzystać pzdr. Edi :) W mokrych ciuchach udaliśmy się dalej do miejsca z setkami ptaków. Tutaj można było sobie zrobić między innymi zdjęcie z tukanem na ręku.

#img21

Atrakcji było dużo więcej i samo zwiedzanie całego miejsca zajmowało około 2.5 godziny. Warto, a czy uda się wam za darmo to już nie gwarantuje!
Po całym dniu łażenia, wieczór spędziliśmy już w noclegowni. Następnego dnia ostatnia już atrakcja czyli plantacje kawy i wyjazd około 350 kilometrów nad ocean.

Doka – Plantacja kawy

Po śniadaniu spakowani, wyjechaliśmy na oddaloną kilka kilometrów dalej plantacje kawy Doka, gdzie uważają, że ich kawa jest najlepsza na świecie.

#img22
#img23

Tutaj można zakupić za 15 dolców wycieczkę po plantacji z przewodnikiem lub zwiedzić ja samemu. Oczywiście wybraliśmy ten drugi wariant :) Plantacja jest bardzo ładna i duża. Wszędzie widać miliony krzaków z ziarnami kawy, oraz czuć unoszący się zapach.

#img24
#img25

Można też zobaczyć małe muzeum oraz wypić kawki prosto z plantacji. Jest też oczywiści sklep, gdzie możemy zakupić nie tylko kawy, ale również czekolady z pobliskiej plantacji, pamiątki i wiele innych rzeczy.

#img26
#img27
#img28
#img29
#img30

Ceny bardzo przystępne, za 6 sztuk opakowań kaw prosto z plantacji płaciliśmy 45 dolców i to był idealny prezent dla rodzin w Polsce.

Montezuma

Wizyta na plantacji kawy przebiegła dosyć szybko i już mogliśmy udać się w długa drogę do Montezumy.

#img31

Niby tylko 350 km, ale drogi jakie są na Kostaryce powodują to, że podróż trwała koło 7 godzin. Jednak to co zobaczyliśmy na miejscu zrekompensowało nam wszystkie podróżnicze bóle!
Sam ośrodek Cosacolorem, gdzie mieszaliśmy jest rewelacyjny. Domki, 2-3-4-5-6 osobowe, gdzie każdy ma inny kolor. W standardzie domku jest kuchnia pełno wyposażona, bardzo duży taras ze stołami do jedzenia, hamakiem oraz kanapą. Na terenie obiektu, jest tez bardzo fajne miejsce zadaszone do robienia grilla a obok basen:)

#img32
#img33

Dojechaliśmy późno, więc wieczór spędziliśmy w ośrodku a następnego dnia rano wyruszyliśmy na plaże, która była oddalona około 1km od ośrodka.

#img34
#img35

Samo miasteczko Montezuma jest piękne. Malutkie totalnie chilloutowe, gdzie czas jakby stał w miejscu. Kilka sklepików z 2 restauracyjki jakiś pub i stragany z pamiątkami.
Oczywiście jest też plaża, gdzie spędzaliśmy większość czasu.

#img36
#img37

Największą radość sprawiła nam długa lina przyczepiona do jednej z palm. Zabawy było co niemiara i tak samo dużo zdjęć w różnych konfiguracjach :)

#img38
#img39

Kolejna zabawą były zabawy z falami, które co jakiś czas potrafiły być na prawdę duże i nie pozwalały wyjść na brzeg. Tak leniwie spędziliśmy ostatnie 3 dni naszego wyjazdu.

Powrót

Trzeciego dnia pobytu na Montezumie musieliśmy z rana opuścić ośrodek i udać się w stronę stolicy skąd mieliśmy wylot do Madrytu. Tutaj trzeba wspomnieć o „wspaniałej” nawigacji, którą mieliśmy w cenie wynajmu auta. Nawigacja ta naprowadziła nas najpierw na jedna rzekę… a potem na druga i kazała przez nie przejeżdżać o.O Już tracąc nadzieje, na dostanie się na czas do San Jose, spotkaliśmy Panie, które akurat jechały również w tym samym kierunku i udzieliły nam kilku wskazówek i poprowadziły do promu, który skraca drogę zdecydowanie o nawet 3 godziny jazdy (fajnie, że można gdzieś o tym przeczytać w necie).

#img40

Oczywiście skorzystaliśmy z podpowiedzi i już spokojni o czas bez problemu dojechaliśmy na lotnisko 3 godziny przed planowanym odlotem. Tutaj jeszcze niezbyt miła opcja na pożegnanie z Kostaryką a mianowicie, trzeba zapłacić opłatę wyjazdową z tego pięknego kraju w wysokości 29 dolarów za osobę.
Polecam sklep bezcłowy, który znajduje się na tym lotnisku, perfumy są mega tanie.
Dalej już sam lot do Madrytu przebiegł bardzo szybko i spokojnie.

#img41

Następnie jeszcze kilka godzin oczekiwania na połączenie do Berlina, gdzie docieramy późnym wieczorem. Dalej już na dworzec autobusowy i o 22 mieliśmy autokar Ecolines, który za 70 dych zawiózł nas już do naszej pięknej stolicy. W domu zameldowaliśmy się koło 7 rano z milionami wspomnień i nie dowierzaniem …że to już koniec
Wielkie podziękowania, dla wszystkich towarzyszów podróży, było mega zabawnie i wiele różnych dziwnych;) akcji się działo, jednak chyba o to chodzi, aby bawić się na całego!

Kilka praktycznych informacji o Panamie:

Pieniądze – na Kostaryce można mieć dolary i płacić nimi w każdym miejscu, ale tu już jest zupełnie inny przelicznik niż na Panamie i często oszukują przy przeliczaniu. Po za tym tutaj tez nie wydaja w dolarach a w miejscowej walucie

Woda – Bez problemu zdatna do picia, nie mieliśmy żadnych problemów z wodą z kranów

Szczepienia – Zalecane są szczepienia na żółtą febrę, jednak my się nie szczepiliśmy

Czas – 8 godzin różnicy do tyłu względem tego u nas

Religia – Zdecydowanie katolicyzm i widać to na każdym kroku

Pogoda – Niby pora sucha jest od listopada do kwietnia, jednak my będąc w czerwcu niby w szczycie pory deszczowej nie uświadczyliśmy w ogóle. Na Panamie Padało, jednak na Kostaryce w ogóle. Jest jednak duża różnica temperatur w San Jose jest koło 23 stopni w górach noce sa bardzo zimne a dopiero nad oceanem upały 34 stopnie.

Bezpieczeństwo – Ani razu nie czuliśmy się niebezpiecznie, ani nie mięliśmy żadnych przygód, byliśmy z córką i było bez problemu, mili i pomocni ludzie w całej Panamie.

Elektryczność - Na Kostaryce tak samo jak na Panamie jest inne napięcie i inne wtyczki, więc trzeba zaopatrzyć się w przejściówkę, albo i dwie, gdyż jedna to za mało jak się chce naładować kilka urządzeń

Ceny – Kostaryka jest już droższa niż Panama. Obiady w okolicach 10-15 dolarów. Napoje już po dolarze i w gorę za puszkę czy butelkę wody. Benzyna tez już około 1.3 dolara.

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

hekate 5 lipca 2014 00:28 Odpowiedz
Byłam tam rok temu, ale w La Pas cofnęli mnie po wejściu do klatki z tukanami bo nie kupiłam biletu. Daj jakieś zdjęcia wodospadów (podobno niesamowite) lub ze zwierzakami. Mi zabrakło czasu i pieniędzy bo bilet drogi (40 dolców od osoby?), a chcę wiedzieć co mnie ominęło. Relacja fajna lecz strasznie dużo piszesz o alkoholu-widać po co pojechałeś :P
maciejmoch 10 lipca 2014 13:15 Odpowiedz
hekate Relacja fajna lecz strasznie dużo piszesz o alkoholu-widać po co pojechałeś :P
Hm.. aż jeszcze raz przeczytałem całą relację, bo zaintrygowało mnie to co napisałaś, jednak...tam jest dosłownie jedno zdanie z jakiś 80 o alkoholu, więc nie zbyt wiem skąd takie wnioski?